Piękne i podniosłe treści w temacie relacji widzę w mojej bańce socialowej, na festiwalach, grupach, wśród ludzi do których mi blisko….
Tyle pięknych słów o Boskiej Kobiecości, uzdrawianiu wewnętrznej Kobiety, o Boskim Mężu, świadomym męskim…
Wszystko to mądre, piękne, potrzebne i ważne.
Ale jako holistyczna terapeutka pracuję z ludźmi masowo i mam równoległą bańkę – taką bańkę „Kowalskich i Nowaków” w rozwoju osobistym.
I w tej bańce już jest wiele treści i dynamik, które stawiają mnie do pionu i każą mym oczom otwierać się naprawdę szeroko (choć wiele syfu w życiu widziały)…
Do napisania tego posta skłoniła mnie rozmowa z kolejną dziś kobietą z problemami ginekologicznymi, która porządku z tematem tym zrobić nie może od lat i wkurzona już jest na to, że temat niby taki zwykły, ludzki, oczywisty a jednak naznaczony takimi trudami….
W pracy z kobietami na codzień widzę somatyzowanie emocjonalnych doświadczeń z zakresu poranionej seksualności w postaci endometriozy, nadżerek, grzybic, torbieli, polipów, niechęci do zbliżeń z mężczyzną, sztywności ciała, blokady miednicy…
I kiedy rozpakowuję temat seksualności na sesji odkrywam za każdym razem jak wielkim tabu jest nasza seksualność. Jak ogromnym bagażem treści programowych opakowany jest ten temat…
Że mężowi trzeba dawać (choć raz w tygodniu) bo inaczej odejdzie do innej, że zacisnąć zęby żeby obsłużyć mężczyznę jak chce i kiedy chce bo on „musi zawsze” a kobieta czasem „może zechcieć”, że realizacja seksualności przebiega jakimś określonym z góry torem i wyłącznie przez zbliżenie z mężczyzną zatem nawet jak nie sprawia radości to realizowana być musi…
Spotykam kobiety wymiotując z obrzydzenia przed stosunkiem z mężem o czym nie mówią mu od 15 lat i takie, które żyją „porzucone” w przekonaniu że lepiej byłoby umrzeć niż żyć tak dalej bo samotna kobieta niepełna jest a jej życie bez wartości…
Wątki jakie pojawiają się na sesjach i w grupach jakie prowadzę odkrywają średniowiecze jakie panuje powszechnie w naszym kraju.
I kiedy pytana jestem czasem o to czy jestem za LGBT lub jaki jest mój stosunek do związków jednopłciowych to myślę sobie, że zanim będziemy określać się wobec tych treści zacznijmy zdejmować woal zakłamania, tabu, lęku z codziennych relacji seksualnych w naszych małżeństwach….
Bo jakże możemy zastanawiać się czy homozwiazki są dobre czy nie kiedy w heteroświecie ukryliśmy tak wiele pod zgaszonym światłem i nie daliśmy sobie prawa do tego aby odkryć piękno spotkania dwojga kochających się ludzi?
Wątki jakie towarzyszą temu tematowi to też pornografia, przemoc domowa, nadużycia seksualne (kiedyś prowadziłam swój prywatny sondaż, według którego nadużycia doświadczyła osobiście lub była świadkiem KAŻDA kobieta z mojego pokolenia)…
Ostatnio odebrałam kilka telefonów od mężczyzn z pytaniem czy mogę pomóc obniżyć ich libido: „Bo wie pani, 15 lat po ślubie to już seksu nie ma a się chce… co zrobić”?
Mam czasem chęć krzyczeć „Luuuuuudzie!!!!!! Budźcie się!!!!!!!”.
Bo niewiarygodne czasem zdaje się to co słyszę.
A równolegle prowadząc pary na sesjach czy pracując z singlami widzę jak niewiele trzeba aby zaczęli czuć, mówić otwarcie o swych preferencjach, pragnieniach, fantazjach… Jak niewiele przy dobrej ich woli potrzeba do uzdrowienia…
I chcę to napisać bo wyglada na to, że to nie jest oczywiste w Polsce XXI wieku:
Kobieto, nie musisz robić niczego co nie sprawia ci przyjemności i satysfakcji. Ale jeśli na myśl o spotkaniu z partnerem masz ochotę puścić pawia to zatrzymaj się i zastanów co robisz ze swoim życiem…
Koniec
Puszczam
Niech pracuje w przestrzeni.
Zdjęcie zrobiła mi Haga Zawitowska podczas naszej pracy z Kobietami na Zanzibarze… zapraszam Was wszystkie w listopadzie.