Poczułam z tym Nowiem, że moje 45 lat życia uprawnia mnie do pisania postów troszkę bardziej ogólnych, kolektywnych, wypowiadania się nieco bardziej o ludziach i do ludzi z punktu moich rozkminek i zrozumienia wątków ludzkich z tego miejsca świadomości, w którym właśnie się rozsiadłam.
Jakby jakaś mądrość z przyszłej mnie na mnie spłynęła, jakieś wewnętrzne zatwierdzenie mnie samej nastało, pozwolenie na to, aby coś „wygłosić”.
Nie wiem ile to potrwa bo Kobieta zmienną jest (jak wiadomo) ale do brzegu póki wena płynie…
Setki spotkań z Mężczyznami poszukującymi siebie (i ich Kobietami) pokazały mi pewną prawidłowość i niezrozumienie:
Zobaczyłam jak bardzo pogmatwane jest zrozumienie męskiego bycia MIŁYM i bycia UPRZEJMYM.
Po angielsku to brzmi lepiej bo to rozróżnienie między NICE i KIND (to kind takie mocne bo nawet i nurt medytacji loving kindness istnieje).
I tak na drodze życia chłopiec wielokrotnie miał być MIŁY = NICE. Jakież to na chłopcu często nadużycie było. Ratował brata spod bata ojca oprawcy, mamę z jej własnego pomieszania, służył w szkole, aby miło było (głównie rodzicom jak na wywiadówkę szli)…
I teraz chłopiec idzie na krąg, na warsztat i dowiaduje się, odkrywa, że to wymuszone bycie miłym to nadużycie było.
I chłopiec zarzeka się, że koniec z tym. „Teraz ja. Teraz o mnie to będzie historia. Będę prawdziwy, będę mówić co czuję, działać według potrzeb własnych i chuj! Nawet jakby to się komuś nie podobało”.
Taki odwet na tym byciu miłym bierze…
I tu wyjeżdża z warsztatu goniony odgłosem bębna, nie wspierany codzienną pracą wglądową czy kontemplacyjną, terapią regularną (która trochę tego ciśnienia popuścić by dała), wraca na chatę i tam KONIEC MIŁEGO CHŁOPCA!
W jego miejsce pojawia się egocentryk, egoista, narcyz, kontroler, dyktator.
„Bo tak! Teraz będzie jak ja chcę.
Całe życie pod dyktando reguł zewnętrznych było, w pokuleniu, w stłumieniu, teraz reguły ustawiam tu JA”.
I tu się zaczyna totalny przewrót i wariatkowo bo zamiast zajrzeć w siebie, po cichutku robić robotę, uzdrawiać krok po kroczku relację z tatusiem i mamusią taki chłopiec już nie NICE strasznie broi, hałasuje i rani ogromnie. Często odwet na najbliższej Kobiecie bierze za to, co mu mamusia 40 lat wcześniej zrobiła.
Pomieszanie z poplątaniem i przeniesień kupa.
Tymczasem jak rozglądam się wokół i coraz piękniejszych mężczyzn spotykam na drodze dochodzę do jednego wniosku:
Dojrzała męskość jest męskością KIND – uprzejmą głęboko.
I wyglada mi na to, że zrozumienie różnicy pomiędzy NICE i KIND to krok milowy dla męskiego uzdrowienia.
Bo uprzejmy nie zabiega, nie całuje rączek, nie ratuje nikogo na siłę ale i nie poucza, nie mentoruje, nie cierpi niezauważony, czyta dość łatwo jak może sprawić drugiemu człowiekowi prostą przyjemność, jak mu usłużyć nieusłużnie i jak w pokorze swej zachować wielką swą stabilność, szacunek do siebie i moc.
NICE ogromnie hałasuje w potrzebie aby wszyscy zobaczyli jak jest bardzo miły.
KIND w ciszy robi swoje, nie histeryzuje od nadmiaru zadań i obowiązków; zajęty jest głównie sobą choć kiedy w polu pojawia się drugi człowiek ma zawsze na niego baczenie…
To wielka sztuka jest być dojrzałym mężczyzną w tych czasach.
Tym bardziej, że jeszcze wiele nieuzdrowionych małych dziewczynek ma mężczyznę KIND za nudziarza. Woli hałas i chaos mężczyzny NICE. Bo z mężczyzną NICE łatwiej obnosić się „na mieście”.
Każdemu mężczyźnie życzę na nadchodzący rok rozpoznania różnicy między NICE i KIND i uzdrowienia swego grzecznego chłopca w sensowny sposób.
Na zdjęciu mój mąż – mężczyzna KIND w każdej sytuacji. Na palcach jednej ręki mogę policzyć kiedy wypowiadał się w naszym 20-letnim pożyciu bez szacunku o drugim człowieku. Mężczyzna, który swoją robotę zrobił po cichu, prawie niezauważenie…
Mężczyzna przy którym bycie jest takie proste. Dojrzały mężczyzna z Sevres.
Dziękuję za Ciebie