Mam dziś 44 lata!
Kiedy myślałam o tym wieku (przywołanym przez Mickiewicza gdzieś w liceum)… to serio myślałam, że to już czas sobie grób kopać.
Że 44 lata to już się człowiek nie rusza prawie ani nie żyje właściwie…
Nędza…
Tymczasem…
Ciało moje jest w najlepszej formie ever (dziękuję ci jogo)
Umysł mój jest spokojny i cichy (zazwyczaj) choć uważny niezwykle (dziękuję ci medytacjo)
Mój język jak stępiona (wreszcie) brzytwa umie się trzymać za zębami (dziękuję doświadczenie)
Moje oczekiwania spadły do minimum za to poziom satysfakcji bywa stratosferyczny…
Z biznesów dla kogoś i dla pieniędzy na co dzień uprawiam pasję z poczuciem głębokiej misji
Wokół mnie jest cała masa ludzi którzy kochają mnie a nie moje napisy na wizytówce.
Moje dzieci są na tyle duże, że już właściwie samodzielne
Rodzice zdrowi
A mąż kochający ciągle ten sam…
Patrzę na bilans tych 44 lat i głośno wołam w Duchu „aaaaaaale jazdaaaa”.
Spotkałam na swojej drodze tyle pięknych Dusz, tylu wspaniałych nauczycieli, tak niezwykłe istoty, że czekam na więcej, czerpię garściami i nie tracę już ani chwili aby śmiać się z trzewi albo z tych samych trzewi rzewnie płakać.
To życie na Ziemi (jak już wstępne turbulencje się uspokoją) potrafi być naprawdę soczyście karmiące i piękne.
Dziękuję
Dziękuję
Dziękuję
Fajnie tu być!
