Materia jest ostatnim lustrem energii…
Najbliższą materią dla każdego z nas jest nasze własne ciało.
Nasz stosunek do niego, to czym je karmimy, jak jest zdrowe, elastyczne, jaki mamy z nim kontakt to bardzo ale to bardzo duży wyznacznik tego w jakich właśnie energiach się znajdujemy…
I nie – nie chodzi tu o ładne czy brzydkie, grube czy chude tylko nasz stosunek do naszych ciał. O naszą dbałość o nie po prostu. Wszak tysiąc razy powtarzamy, że ciała to nie tylko pojazdy dla wcielenia ale świątynie…
No i co?
Jak tam nasze świątynie w wakacje?
Ucieleśnienie boskości prowadzi wprost do ubóstwienia cielesności…
Taki widzę kierunek…
Ubóstwiasz już cielesność swą?
Ale przecież materia wokół nas będąca lustrem energii to też nasze domy, nasze samochody, miejsca pracy… jak się z tą materią mamy?
To nasze portfele są też – co w nich? Pusto i braki ciągłe czy obfitość?
Jest powiedzenie aby „zająć się tym co na twoim talerzu tu i teraz”.
Bliski mi to sposób duchowego wzrostu.
Przez materię właśnie.
Od ciała zaczynając (nieprzypadkowo uczę jogi), poprzez przyglądanie się wszelkim innym konfliktom w materii…
Łatwo jest uciekać w duchowość odlatując na grzybach lub śpiewając na festiwalowym kręgu.
Ja lubię jednak pragmatycznie.
Po ziemsku, do dna materialnie – jak twoje ciało, jak twoje relacje, jak twoje biznesy, jak twoje domy, mieszkania, ogrody, śniadania i przekąski?
Jak twoje diety, tipsy, makijaże….?
Jakże wiele w tym wszystkim prawdy. Tam szukam drogi do odkrycia źródeł konfliktów..
I nie wierzę w duchowość odciętą od materii. Nie „kupuję” wolnych duchów bez dachu nad głową opowiadających o boskich tripach „na babci”…
Nie inspirują mnie ci, którzy porzucają relacje, dzieciaki własne dla duchowych zbawień i podążania „za sobą” lub jeszcze ciekawiej „za guru”…
Stabilność, spokój, stanie czasem latami w niewygodzie aż rozwikłam zagadkę „o czym jest ta historia”… to jest dla mnie odwaga transformacji.
Nie uciekam.
Patrzę.
Czasem boję się zobaczyć. Wtedy patrzę aż nabiorę odwagi. I kiedy już wiem co i jak działam…
W tym wszystkim oddycham…
Tak, to robota jest.
Niemała.
Ale jedyna jaką uznaję.