fbpx

O naszych córkach

291661165_5109165412465191_9025751577157064268_n
Po ostatniej rozmowie z bliską memu sercu Kobietą, która w dojrzałym wieku „przypomniała sobie” jak molestował ją seksuolog, do którego zgłosiła się (zresztą w ślad za poważnymi seksualnymi nadużyciami w dzieciństwie) postanowiłam napisać ten post.
 
Chodzi za mną od dawien dawna ta prawda i potrzeba jej wyrażenia.
Przychodzi na sesjach, w opowieściach Kobiet, objawia się na kręgach, na warsztatach, tańcach, przypadkowych spotkaniach gdzieś w przelocie, na wakacjach…
Chodzi za mną, bo sama nie raz byłam „obiektem” mniejszych lub większych nadużyć na tle seksualnym…
Chodzi, bo swego czasu pytałam wszystkie znajome mi kobiety o to, czy kiedykolwiek doświadczyły takich nadużyć.
Takie moje badania osobiste nad tematem to były.
I wiecie co? Każda pytana miała za sobą jakieś doświadczenie nadużycia. KAŻDA!!!!
 
Akcja #metoo jakoś ucichła.
Przeszła przez różne środowiska – molestowanie w teatrze, kościele, mediach, szkołach…
A temat w przestrzeni jakoś tuż, tuż pod naskórkiem siedzi cały czas.
 
Dlatego piszę ten post.
Bo #metoo nie ma końca dopóki każda z nas nie spotka się z tą traumą, nie wyciągnie z pod… lub nieświadomości.
Dopóki nie dotknie świętego gniewu jaki w niej siedzi w ślad za takim znieważeniem.
 
Jak to się stało? – pytają często mężczyźni…
Dlaczego nic nie mówiłaś?
Proste…
 
Idziesz do alergologa – sławy, na którego czekałaś miesiącami z nadzieją, że uratuje Ci życie, a on na wejściu każe się rozebrać, położyć i zajmuje się szczególnie jedną częścią Twojego ciała mówiąc, że sprawdza śluzówki…
 
Idziesz do seksuologa po ratunek dla życia seksualnego, bo w dzieciństwie doznałaś obrzydliwości od kogoś, a on obmacuje Cię korzystając z sytuacji…
 
Idziesz do znajomego po pomoc w pisaniu CV – szukasz desperacko pracy, a on „w podzięce” bierze sobie Ciebie…
 
Idziesz do nauczyciela, księdza, po pomoc społeczną, siedzisz sama na ławce w parku…
Zależność, autorytet, przewaga…
 
Czujesz, że to nie tak powinno być, ale uwikłanie, zależność, pragnienie bycia zauważoną, zaakceptowania przez jakąś społeczność, aby wyjść z samotności każe uznać, „że to nic takiego”…
 
W DNA mamy oddawanie siebie za usługi.
Wszystkie – bez wyjątku….
 
I mają to nasze córki…
 
I o tym w gruncie rzeczy jest ten post.
 
O naszych córkach.
Nas nie uczono stawiania granic. Nie wiedziałyśmy, że możemy, a wręcz musimy to robić.
Jeśli nie stawiasz granicy świat weźmie co zechce.
Nikt nam nie mówił, aby wrzeszczeć kiedy nas krzywdzą i że krzywda nie jest czymś obiektywnym.
Że krzywda jest Twoja osobista i bardzo subiektywna. Jak czujesz, że coś jest „nie teges” to znaczy, że nastąpiło jakieś naruszenie… I masz obowiązek o tym powiedzieć!
Dla siebie i kolejnych Kobiet…
 
Nikt nie mówił o tym, że zawsze, ale to zawsze nasze subiektywne odczucia są prawdziwe, bo są nasze.
Tylko „no przestań, no weź, nie przesadzaj, nie wymyślaj, nie wydziwiaj, ciszej, spokojniej, tak nie wolno…”
Nikt nam tego nie mówił.
Naszym matkom, babkom i ich babkom tym bardziej…
 
Na sesjach słyszę o tym, jak kobiety edukowane były w domach, aby raz w tygodniu „dać” mężowi, bo pójdzie do innej…. Lub, że męża trzyma się dupą. Lub, że seks i umiejętność „w te klocki” ważniejszy od gotowania jest…
To cytaty są.
 
Co kobieta to ten wątek wypływa…
 
Zatem błagam, zachęcam – sprawdźcie co mówicie swoim córkom.
Czy dajecie im prawo do NIE, czy edukujecie o granicach…
Niełatwe to.
Być rodzicem i edukować własne dziecko o granicach. Pierwsze miejsce gdzie je przetestuje to własny dom. Pierwsza osoba, na której będzie ćwiczyć to Mama i Tata….
Niech ćwiczy.
Niech się wydziera, niech walczy, niech buduje moc. Niech ją w sobie sprawdza i mierzy… Niech wie, że NIKT, żaden członek rodziny, autorytet, nauczyciel, pan na koloniach, druch, ksiądz czy lekarz nie ma prawa zrobić nic na co ona nie ma chęci. I jeśli coś „śmierdzi” to ile by nie czekała na wizytę, jak szanowany by nie był ten pan, jak wielkim przyjacielem rodziców nie jest, to jej poczucie jest najważniejsze.
 
Niech wie, że nawet jak popełni nadinterpretację jakiegoś „przytulasa od przyjaciela” to lepsze to, niż zamieranie w poddaniu…
 
Uczcie odważnie, że ich ciała to świątynie! Mówiąc im o tym przypomnicie to i sobie. Przekazując im tę wiedzę, która Was ominęła weźmiecie na ręce swoją własna wewnętrzną dziewczynkę i dacie jej miłość…
Jeśli tylko zechcecie… tędy droga do pokochania siebie.
Nie afirmacjami, klejnotami czy kieckami…
 
Ufff… Dużo tego usłyszałam ostatni.
Dużo się zebrało.
Dużo tego jeszcze w nas – kobietach siedzi.
 
Siedzi i więzi ten święty wkurw, który zżera nas same od środka…
 
Czas wspaniały na oczyszczenie tego wątku mamy.
Samo przypomnienie sobie, otwarte powiedzenie choćby sobie co się wydarzyło, zobaczenie sprawy, sytuacji, odkrycie dywanika, pod którym to siedzi daje uwolnienie.
Ogromne.
Oraz daje połączenie kropek – co w ślad za tą traumą w mym życiu kuleje… A potem już po nitce do kłębka – transformacja i uwolnienie…
Uwalniajcie kobiety!
Dla siebie i córek naszych. Dla naszych synów, aby mogli już zmieniać te wzorce.
Dla naszych przodków – za nich, w ich imię…
 
Jeśli temat rezonuje z Tobą, czujesz to co napisałam kopiuj ten post dowolnie. 
 
Sat Nam
W imię nasze Kochane Kobiety.
Już czas zbiorowo spotkać się z największymi demonami.
Jesteśmy tu – setki tych, które już to wcześniej zrobiły.
Trzymamy dla Was pole i łapiemy kiedy wpadacie w najgłębsze przepaście waszego Cienia.
 
Na jego dnie jest tylko miłość i światło.
 
Dziękuję Dziękuję Dziękuję
Share on facebook
Facebook
Share on google
Google+
Share on linkedin
LinkedIn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *