Energia czekania jest ciężka… wprowadza ogromne napięcie do ciała.
Napina przeponę, zaciska dno miednicy, odcina energię.
Wprowadza w apatię, ucieczkowość a dalej w drobiazgowość, zasadniczość, przesadną kontrolę.
To my – ludzie.
Ciągle na coś czekamy, ciągle odwlekamy, ciągle się zabezpieczamy, żyjemy w lęku przed…..? No właśnie…
Czego tak tak naprawdę się lękamy?
Przecież to jakieś bzdury są.
Kiedy patrzę na to jaki lęk zasiewa w ludziach ostatni czas i jak bardzo się mu poddajemy (bo ja sama nie jestem od niego w pełni wolna) to mi ciężko.
A gdyby tak nie czekać?
Nie czekać – po prostu.
Uśmiechnąć się do kogoś – dziś.
Popatrzeć partnerowi w oczy?
Zjeść kolację przy świecach, na najlepszej zastawie – tej co ją trzymasz tylko na Wigilię…
Żyć…
Nie czekać.
Bo życie mija bardzo ale to bardzo szybko. Czasem bardzo niespodziewanie.
Żyjesz sobie żyjesz a tu nagle bach – choroba, meteoryt, cegła spadnie z rusztowania… serio – cegła może ci spaść na głowę jutro.
Nie umiem już inaczej jak czerpać z tego życia pełnymi garściami.
Otoczona wspaniałymi mądrymi ludźmi – rodziną, przyjaciółmi, znajomymi ze Strefy.
Razem robimy masę fajnych rzeczy.
Moja mam na przykład zrobiła boćwinkę pyszną 😉
Idę żyć!
Kocham