fbpx

W świecie niezamieszkanych ciał

joshua-wilson-i_Mfr7e1hSQ-unsplash

Ciało człowieka na planecie Ziemia – perfekcyjnie i harmonijnie działająca społeczność mająca na celu… no właśnie – co? Po co nam nasze ciała? Dlaczego są właśnie takie?

Zanim zechcemy je zmieniać, modelować, odchudzać, umięśniać warto je najpierw zasiedlić i poznać.

Tymczasem większość ludzi na Ziemi żyje zaledwie w głowie i umysł (często utożsamiany z mózgiem) traktuje jako komputer pokładowy w tej podróży. Swoje ciała zaś tresuje, rzeźbi, kształtuje według bieżącej mody lub porzuca je zupełnie karmiąc substancjami, które zamiast odżywiać po prostu szkodzą.

Kiedy patrzę na ludzi w większych skupiskach takich jak metro, ruchliwe ulice czy supermarkety włącza mi się w głowie piosenka Martyny Jakubowicz „W Domach Z Betonu”…

…w domach z betonu nie ma wolnej miłości

Są stosunki małżeńskie oraz akty nierządne

Casanova tu u nas nie gości….

https://youtu.be/pwO4y5FN7BA – posłuchaj jak pięknie śpiewa Martyna…

No i kiedy tak patrzę na ludzi, widzę jak się poruszają, odczuwam ograniczony przepływ ich energii, widzę porzucone ciała i wiem, że w zabetonowanych ciałach nie ma wolnej miłości… W zamurowanym ciele nie ma czucia, nie ma wibracji, nie ma fal ekstazy, nie ma pełni życia…

Wydawać by się mogło, że to mówienie o duchowości, Bogu, Domach Duchowych, jaźni, świadomości jest ekscentryczne i niecodzienne a tymczasem odkrywam na swojej drodze, że to wcale nie jest prawdą. Do Boga przywykliśmy, bo choć zawłaszczyły go religie, kulty i sekty to zagadnienia wiary i stworzenia świata przewijają się dość powszechnie w literaturze, sztuce i naszej codzienności. Tymczasem to temat ciała, przyjemności jakie może ono dawać, wsparcia jakie z niego płynie, słuchania go
i szanowania bywa krępujący i niewygodny. Na sesjach z większą łatwością przychodzi ludziom powiedzenie „szukam swojej Duszy, misji duchowej” niż przyznanie „nie odczuwam orgazmu, nie mam ochoty na seks, czuję się ciężko, zwaliście, nie lubię swojego ciała, przeszkadza mi ono….”

Dlaczego więc tak daleko odeszliśmy od siebie? Dlaczego, zamiast cieszyć się ciałem, pielęgnować je i słuchać odrzucamy kontakt z nim… aż do pierwszej choroby…

Od tysiącleci mędrcy, naukowcy, myśliciele badali, opisywali  i próbowali zrozumieć ludzkie ciało. Zrozumieć jak działają systemy, płynie krew, zachodzi trawienie – kroili, rozkładali na kawałki, odkrywali połączenia, wnioskowali z obserwacji, klasyfikowali.
W IV wieku p.n.e. Hipokrates położył podwaliny pod nauki medyczne głosząc, że leczenie ma wspomagać naturalne procesy zdrowienia chorego a główną siłą leczącą jest po prostu sama natura. Postrzegał lekarza jako sługę natury (minister naturae) a nie jako nauczyciela (magister). Opisał zabiegi lecznicze z użyciem żywiołów – światła słońca, wiatru, wody, opisywał moc ziół i wszystkiego co z natury możemy czerpać do dziś.

W Przysiędze Lekarskiej mocno stoi zapis o tym, że lekarz ma chorobom zapobiegać
a cierpieniu przeciwdziałać. Jak daleko od tych zapisów jesteśmy – sami wiecie to dobrze…

Żyjemy w świecie Wielkiej Przemiany. Przemiany myślenia, nauki, wiedzy, podejścia do wszystkiego co do tej pory opisane, wytworzone, brane za pewnik… To czas powrotu do Źródła, do Prawdy od tysiącleci obecnej na tej Ziemi. Do prawdy, która zanikła, ucichła, została prawie zapomniana… Jak to się stało? Nie wnikam… Cieszę się, że jestem dziś tutaj odkrywając na nowo to co zakryte było przez długie wieki… Niesamowitym odkryciem dla mnie był fakt, że pierwsze historyczne wzmianki pod postacią figurek w pozycjach znanych nam jako jogowe asany datowane są na ponad pięć tysięcy lat przed naszą erą… Pięć tysięcy lat przed naszą erą to na serio szmat czasu od naszego „teraz”. 

Jogę jako system pracy z ciałem odkryłam już w dorosłym życiu – w okolicach trzydziestki. Trafiłam tam – jak wielu ludzi – szukając pomocy dla mojego przeciążonego i obolałego kręgosłupa. Moje ciało cierpiało – w pozycji siedzącej biurkowej 🙂 klepiąc
w klawiaturę po 10 godzin dziennie, bieganie na szpilkach (to dopiero jest szaleństwo
i katorga dla kręgosłupa), na dworcach, lotniskach, pozaciskane paskami, gorsetami pushupami, tresowane żeby dobrze wyglądało i zbytnio nie bolało…

Na pierwszych zajęciach skrępowana zdjęłam skarpetki i wisząc w asanie ku dołowi ujrzałam swoje stopy. Wdech… Wydech… Odkrycie – mam stopy! Niezwykłe to było doświadczenie bo przecież miałam je przy sobie czas cały ale nie zajmowały one wcale mojej uwagi. Na pedicure chodziłam do kosmetyczki i widziałam tylko pomalowany paznokieć – czy pasuje do sezonu… Przymierzałam na nie buty, zakrywałam modnymi skarpetkami, pończochami… Tymczasem wisząc sobie nad nimi na jodze dostałam nagle moment na kontakt z prawdą o moich stopach – poczułam ich ścisk, zobaczyłam nagniotki, otartą skórę (nowe, modne buty mi nie służą), poczułam zmęczenie tych drobnych kostek, naciągnięte ścięgna, nadwyrężone stawy… To uczucie płynęło od dołu, a z jakby z góry pojawiała się świadomość i prawda. Prawda o moim zupełnym wyrwaniu z ciała, zmęczeniu, sfatygowaniu i bólu… Wraz z tym czuciem przepłynęła przeze mnie fala emocji z rodziny smutku, które wylały się kapiąc na stopy rzęsiście… Niezwykłe to uczucie, za które jestem niezwykle wdzięczna. Ten moment prawdy spowodował nieśmiały zwrot w mojej relacji z ciałem.

Z czasem – odkrywając jogę – uświadomiłam sobie, że jako mała dziewczynka nudząc się niezwykle w długie wieczory robiłam intuicyjnie wygibasy znane mi dziś jako jogowe asany. Moje ciało zawsze wołało o ruch. Kula energii jaką jestem, rozpychała się we mnie próbując ułożyć się z gęstym, dorastającym ciałem mozolnie. I wtedy właśnie, bez jakiejś wielkiej nauki i wiedzy w głowie, zupełnie w przepływie, na środku mojego pokoju
w bloku na warszawskich „Jelonkach” strzelałam coś a’ la Powitanie Słońca, Psa z głową w dół, Świecę, Orła…. Nie trzeba było do hinduskiego asramu po to jechać, mądrych książek czytać, podążać za Guru. Wystarczyło pozwolić aby umysł zamilkł, a ciało zrobiło swoje – umościło się wygodnie, udrożniło przepływy, rozluźniło się, rozciągnęło, rozrzedziło gęstości…

Ong Namo Guru Dev Namo… Kłaniam się nauczycielowi w sobie, nieskończonej energii, mądrości wszechświata, która jest WE MNIE i prowadzi mnie z ciemności do światła. To moja ukochana mantra z tradycji Jogi Kundalini, którą otwieramy zajęcia łącząc się z przepływem mądrości, łańcuchem wiedzy w tradycji Jogi Kundalini w sobie – w tym wszechświecie, który zawsze tu był…

Posłuchaj tej niezwykłej mantry i nie trać ani chwili – otulaj się dźwiękami mantr jak najczęściej. Jest ich ogromna ilość a dzięki nowym technologiom mamy dostęp do tych utworów oczyszczających, uzdrawiających , podnoszących wibracje… Tylko korzystać – to cudowne dźwięki wprost wpływające na wibracje w nas i wokół nas 🙂

https://youtu.be/DPv7poVriBk

lub w wersji Snatam Kaur https://youtu.be/R6fkvaBtjuY

Wracając do asan – ciekawostką jest to, że dzieci w okresie płodowym przybierają właśnie takie pozycje jak te skodyfikowane w jodze. Czyż to nie piękne świadectwo mądrości naszych ciał? One dobrze wiedzą jak zapewnić flow… Skoro od poczęcia „mamy to we krwi” to gdzie się podziewa ta wiedza po narodzinach? Cóż… usadzeni, okrojeni, dopasowani, wciśnięci w wąskie ramy, nauczeni jak siedzieć, wciągać brzuch, nie przeszkadzać… zapominamy dość szybko o tym co jeszcze w brzuchu u mamy było oczywiste. Programowanie Matrixa dotyczy wszystkiego – wiedzy o nas samych, naszej mocy, naszej sprawczości i boskości przede wszystkim.

„Anioły, jeżeli istnieją, zrywają z nas boki. Dostać ciało i nic o nim nie wiedzieć” napisała Olga Tokarczuk w „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.

Myślę, że naprawdę mają tam z nas na górze niezły ubaw patrząc na to jak łatwo łykamy lękiem podszyte przekonania, że jak nam się kundalini uniesie to zwariujemy, że Joga to wynalazek sił nieczystych pragnących oddalić człowieka od Boga, ostrzegających przed „oderwaniem od ziemi, realiów, pogubieniem”… Jedyne co oderwać się może wraz
z doświadczaniem własnego ciała to programy, schematy, lęki wpojone nam przez lata całe… Tego właśnie obawia się system. Że prawda wyjdzie na jaw, że wreszcie dowiemy się tego kim tak naprawdę jesteśmy. Że dotkniemy mocy swojej i zaczniemy wreszcie żyć pełnią…

Bo „Joga” to „unia” – unia Ciała, Umysłu i Duszy – CUDu jakim jesteśmy – jakim jest każdy z nas. Znana w naszym świecie najszerzej jako remedium na bolący kręgosłup – taka trochę rehabilitacja – jest tak naprawdę głęboką, przepiękną, przemądrą, bezbrzeżną nauką o wszechświecie, człowieku w nim i istocie rzeczy. Kocham Jogę! Uwielbiam ją studiować poprzez własne ciało ale też w mądrych księgach czy w towarzystwie i pod przewodnictwem moich nauczycieli. To naprawdę gratka móc zgłębiać świat dzięki tym mądrościom.

Często ludzie pytają od jakiej Jogi zacząć, która jest najlepsza… Joga to Joga… jej podzielenie, nazwanie nazwiskami nauczycieli, opatentowanie to wymysł naszej cywilizacji. Świadczy to dla mnie o tym jak swoimi ciasnymi ciałami i umysłami nie jesteśmy w stanie objąć tej bezbrzeżnej mądrości opisanej przez Patandżalego w Jogasutrach w drugim wieku naszej ery… Traktat ten pełen aforyzmów o  cierpieniu, świadomości, istnieniu poza czasem i ponadnaturalnych mocach człowieka wart jest kontemplacji i doświadczania bez pośpiechu. I właśnie z racji potrzeby podania w większym uproszczeniu ludziom zachodu ten ocean mądrości podzielony został na mniejsze nurty, rzeczki i morza skupiające uwagę tylko na jego fragmentach. Ale czy to ma jakieś znaczenie od którego fragmentu zaczniesz doświadczać? Według mnie niewielkie. Po prostu zacznij. Rozejrzyj się wokół miejsca, w którym mieszkasz. Znajdź studio Jogi i pójdź tam. Bez wstydu, skrępowania rozpocznij tę podróż. Zobacz co się wydarzy…

Od 10 lat praktykuję Jogę i medytację. Od 2019 roku jestem nauczycielką Jogi Kundalini. Kocham ją całym sercem i widzę jak galopujące efekty w podnoszeniu świadomości przynosi ta praktyka stosowana regularnie. Widzę jakich przeskoków kwantowych dokonuję osobiście, obserwuję z uwagą zmiany u moich uczniów. Joga Kundalini to praktyka łącząca w sobie wszystkie elementy „jogowe” – asany (czyli pracę z ciałem), medytację, mantry, mudry, pranayamę… Wszystko po to aby wejść w stan wewnętrznego rozpoznania, dotrzeć do wewnętrznej prawdy – tego źródła, które pulsowało w nas mądrością jeszcze za czasów życia płodowego. Dla mnie to najpiękniejsza, najlepsza, najukochańsza (na dzisiaj :)) praktyka, którą polecam spróbować każdemu. Bo tylko doświadczenie da Ci wiedzę. Głęboko czuję, że czas nauk przez książki i głowę właśnie się skończył. Dlatego zapraszam wszystkich do doświadczenia.

Czy to jedyna droga do kontaktu z ciałem?

A skąd!

Tych dróg jest tak wiele, że nawet nie podejmuję się wymienić większości praktyk od których można zacząć. Wszelkie pochodzące ze wschodu sztuki pracy z energią życiową (jak Chi Kung, Quigong, TaiChi), wschodnie sztuki walki, taniec intuicyjny (tu coraz większy wybór – 5 rytmów, Biodanza…), wszelkie „rdzenne” gimnastyki – jak choćby ta Słowiańska, nawet popularny Pilates czy Calanetics to wspaniały start w tę podróż. Na bazie rozumienia ciała i pracy z nim wyrosły na przestrzeni lat wspaniałe metody uwalniania emocji i traum zaklętych w ciele jak choćby Bioenergetyka Lowena, Tre, EFT… Praca z ciałem to też masaże, których rodzajów i źródeł nie sposób zliczyć. Naprawdę jest w czym wybierać. W niezwykle prosty, ale jakże skuteczny sposób pozwala nam to uwolnić traumy związane z wydarzeniami z przeszłości (czasem też
z poprzednich wcieleń lub rodowe). Kiedy nosimy w sobie traumę ona objawia się zawsze przez ciało (od energii do materii) – to ono kłuje, ciąży, brak mu elastyczności. Traumy – wbrew temu co zwyczajowo sądzimy – to nie tylko skutki okrutnych czy przerażających „obiektywnie” zdarzeń. Trauma dla każdego będzie miała inne źródło, inny kaliber czy objawy… Dla każdego innego rodzaju wydarzenie tę traumę wytworzy. Czasem kiedy uwalniamy skutki traumy z ciał moich pacjentów widzę zaskoczenie,
że takie niby zwykłe zdarzenie z dzieciństwa utknęło tak mocno w ciele, tak wielkim uciskiem trzyma i oddychać nie daje. Widzę też jak często zdarzenia wywołujące traumę w dzieciństwie trzymają się w ciele pomimo lat terapii u psychologa czy po prostu objęcia wydarzenia świadomością. Czasem więc praca z ciałem jest koniecznym elementem do uwolnienia pełnego energetycznych zapisów z dawnych lat,
a w konsekwencji do dobrego życia – dobrostanu…

Popatrzmy na to jeszcze inaczej – w czasie takiej pracy nasze ciało uwalnia, rozpuszcza gęstsze przestrzenie, wprowadzamy tam więcej prany – energii życiowej. Po szamańsku patrzę na nasze ciała przez pryzmat gęstości – na dole gęściej, na górze rzadziej, lżej.
W idealnym przepływie wibracje są harmonijne, aura szczelna a to co nie moje nie ma miejsca we mnie. Żyjąc jednak w skupiskach ludzkich, kontaktując się z różnymi – często nie swoimi – emocjami, żyjąc niehigienicznie z rozszczelnionymi aurami, zbieramy do siebie wiele „obcych gęstości”. Nic dziwnego, że po całym dniu czujemy się ciężko, jakby oblepieni. Warto mieć świadomość tego że te uczucia – płynące wprost z naszego pola elektromagnetycznego – to ważne informacje. Kiedy robi się ciężko warto zająć się oczyszczeniem, rozrzedzeniem gęstości – i tu znowu – im prościej tym lepiej: wejść pod prysznic z intencją oczyszczenia, odświeżenia, wykąpać w soli z olejkami (np. lawendowym), pójść do natury po to aby zharmonizować energię. A najprostszym, superskutecznym sposobem jest poruszenie ciała – wygibasy, wytrząsanie, podskakiwanie, wicie się w dzikim, spontanicznym tańcu – aż poczujemy, że ciało „promienieje”, że jest odświeżone, uwolnione od zacisków. Warto też stosować świadomy oddech na każdym kroku – to on pozwala nam rozgaszczać się w ciele, rozlewać po nim, rozluźniać je i „rozrzedzać” by czuć błogi spokój. A konsekwencji takiego promieniejącego ciała jest wiele – przewodzi ono przepięknie światło ze Źródła wprost na Ziemię i do Ziemi. A Mama Ziemia utrudzona – przyjmie każdą dawkę miłości w postaci czystej wibracji od człowieka. Emanacja harmonijnych wibracji jest też zbawieniem dla domowników, osób, które w naszej aurze przebywają… Jesteśmy
w gruncie rzeczy anteną nadawczo – odbiorczą – co ze Źródła dostaniemy przepuszczamy do swojego otoczenia. Tak oto zadziewa się wzniesienie Nowej Ziemi. Takie to kluczowe zadania na nas czekają – bez ciała ani rusz!

Na koniec jeszcze słówko o sportach „na czas, na cel, na wynik”. Wielu moich podopiecznych, kiedy proponuję im trzęsienie ciałem, jogę albo masaż nie widzi w tym sensu – przecież biegam 15 km w godzinę, podnoszę ciężary na siłowni, trenuję do Runmagedonu…. No… nie…. To nie jest ta praca z ciałem, która pozwoli ci je zamieszkać. To często piłowanie organizmu na wynik, które podnosi nieziemsko i tak już chronicznie wysokie w naszej cywilizacji poziomy kortyzolu i adrenaliny…. Pracuję z biegaczami, których nogi są tak skurczone, że do buta nie sięgają, z ciężarowcami, których sztywne biodra nie pozwalają obrócić się lekko czy usiąść „po turecku”… Aby „zasiedlić ciało” potrzebujemy je uelastyczniać na wszystkich poziomach, rozciągać, wzmacniać układ mięśniowy, kostny ale też nerwowy (tu niezastąpiona jest Joga Kundalini). Mamy je rozluźniać, wytrzepywać, rozciągać i wytrząsać. Na pewno nie zmuszać, nie oceniać, nie terroryzować porównując się do wymyślonego przez system modelu idealnego… Warunkiem czucia przepływów energii, komunikatów z ciała jest luz – pamiętasz?
W Domach z betonu nie ma wolnej miłości….

Tak niedawno napisała Sylwia Sadowska na swoim FB i bardzo mi się to spodobało:

Ciałko musi dostawać poczucie szczęśliwości, błogości, bezpieczeństwa, zachwytu. Nie będzie miało wówczas potrzeby otaczać się ochronną warstwą tłuszczową (nadwaga) lub znikać (niedowaga). To jest ściśle związane z nadnerczami (kortyzol – hormon „przetrwania”) te zaś są połączone z czakrą podstawy, a ta z kolei prowadzi do krain podświadomości”…

I tych pięknych spotkań ze sobą i w sobie, głębokich wglądów w tej podróży do krainy podświadomości Wam życzę kochani. Próbujcie odważnie. Jeśli jedna praktyka, technika okaże się nie bardzo wasza szukajcie dalej. Szukajcie a znajdziecie :).
A znaleźć „swoją” metodę na zasiedlenie ciała to jak wygrać los na loterii.

Z miłością, Ania Matuszkiewicz

 

Share on facebook
Facebook
Share on google
Google+
Share on linkedin
LinkedIn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *